To nie tak miała wyglądać końcówka sezonu w skokach – zarówno z polskiej perspektywy, jak i ogólnie, z perspektywy całej dyscypliny. Planica miała być wisienką na torcie, zwieńczeniem całego sezonu zmagań, prawdziwym świętem w tych trudnych czasach. Tak się jednak nie stało i finisz okazał się słodko-gorzkim akcentem.
Planica lekko męcząca
Zaczęło się tak naprawdę od odwołania turnieju Raw Air. Zastępców nie udało się znaleźć, a to z kolei oznaczało, że sportowców czeka prawie dwutygodniowa przerwa. Ostatecznie w Planicy zdecydowano się zorganizować jeden dodatkowy konkurs.
Niestety, warunki pogodowe sprawiły, że nie można się było w pełni cieszyć skokami. Jeden z konkursów (sobotnia drużynówka) okazał się farsą, która doprowadziła do buntu trenerów i rezygnacji skoczków z udziału w zawodach (zanim wydarzenie odwołało jury, wycofali się Niemcy ze Stefanem Horngacherem, a za nimi – jak się później okazało – miały podążyć inne ekipy).
Wszystko przez zmienny, zbyt silny i po prostu niebezpieczny wiatr, mimo którego próbowano rozegrać zawody. Co gorsza, dwa dni wcześniej doszło do groźnie wyglądającego upadku Daniela-Andre Tandego, w wyniku którego norweski skoczek złamał obojczyk, przebił płuco i w stanie śpiączki farmakologicznej musiał być utrzymywany pod respiratorem. Na szczęście powoli wraca do zdrowia.
Zawodnicy odczuwali też wyraźnie końcówkę sezonu. Kamil Stoch wyraźnie się męczył, o czym zresztą mówił w wywiadzie po sezonie. Nie wystąpił też w drużynówce. Brak formy było też widać u innych skoczków – nie tylko Polaków. Choć trzeba też przyznać, że dla naszej ekipy był to zdecydowanie jeden ze słabszych weekendów w sezonie.
Problematyczna okazała się również pora zawodów. O ile wcześniej w sezonie wypożyczono oświetlenie na skocznię w Planicy, tym razem tego elementu wyposażenia nie było. Z tego względu zawody musiały być przeprowadzane o wczesnych porach. Widzom przyzwyczajonym do turniejów po godzinie 16 łatwo było przegapić poranne konkursy, zwłaszcza w niedzielę. Pojawiły się również narzekania na przeliczniki wiatrowe i system punktacji, który faktycznie mógł wprawiać w zakłopotanie.
Planica – wyniki konkursów
W dużej mierze powodem do narzekań był piątkowy konkurs, w którym Piotr Żyła skoczył o wiele dalej niż inni zawodnicy (239 m)… a i tak nie wygrał. Do tego był na stosunkowo dalekiej pozycji, bo dopiero siódmej. Żeby wygrać musiałby skoczyć 20 metrów dalej, bijąc rekord skoczni aż o 7 metrów, a i tak przecież oddał najdłuższy skok turnieju. Jakub Wolny za skok na 237 m był dopiero 10. Pierwszy Karl Geiger skoczył 232 m, drugi Ryoyu Kobayashi 231, a trzeci Bor Pavlovcic tylko 227,5.
Nie chodzi jednak tylko o odległości. Oceny za styl też były kontrowersyjne. Lądowanie Żyły zostało gorzej ocenione niż to Pavlovcica, chociaż ten drugi zawodnik ewidentnie miał z tym elementem więcej problemów. Różnica w przelicznikach między zawodnikiem skaczącym w najmniej i najbardziej sprzyjających warunkach wyniosła aż 33,6 pkt. Konkurs miał jednoseryjny charakter, bo warunki dyktował wiatr. Trudno w tym kontekście mówić o uczciwej rywalizacji. Z tych względów nie było to najlepsze widowisko. Kubacki finiszował 16, a Stoch w ogóle nie wszedłby do drugiej serii, bo był na 32 miejscu. Kiepsko poszło też Stękale – 36 – i Murańce – 48.
Zresztą, nieprzyjemnie zaczęło się jeszcze we czwartek, kiedy to rozegrano dodatkowy konkurs za odwołany norweski cykl Raw Air. To w tym dniu wydarzył się wspomniany wcześnie wypadek Daniela-Andre Tandego. Konkurs był zaskakujący m.in. ze względu na brak Halvora Egnera Graneruda w drugiej serii. Swoje skoki zepsuli także Stoch i Kubacki, kończąc poza finałową trzydziestką. Najlepszy z Polaków, Piotr Żyła, ostatecznie był dziesiąty.
W przełożonym ze względu na wiatr konkursie drużynowym z soboty na niedzielę najlepsi okazali się Niemcy przed Japończykami i Austriakami. Polska w składzie Piotr Żyła, Andrzej Stękała, Jakub Wolny, Dawid Kubacki zajęła dopiero szóste miejsce. Warto zauważyć, że był to setny występ reprezentacji, która przez ten czas trzydzieści razy stawała na podium.
Ostatni konkurs na Letalnicy został wygrany przez Karla Geigera. Niemiec przypieczętował tym samym zwycięstwo w rankingu cyklu Planica 7, a także zapewnił sobie małą Kryształową Kulę. Zaraz za Geigerem na podium znalazł się Ryoyu Kobayashi, a dalej Markus Eisenbichler. Daleko za nimi, na trzynastym miejscu, uplasował się Piotr Żyła. Piętnasty był Andrzej Stękała, osiemnasty Dawid Kubacki, dwudziesty Kamil Stoch, dwudziesty szósty Jakub Wolny, a dwudziesty dziewiąty Klemens Murańka.