Minęło już trochę czasu od zakończenia sezonu. Można więc nieco krytycznie i z dystansu spojrzeć na pewne problemy, które trapiły dyscyplinę w tym czasie. Trochę ich jednak było i warto się im bliżej przyjrzeć.
Kłopoty z koronawirusem
Trzeba podkreślić, że sukcesem było już to, że mimo pandemii udało się zorganizować dużą część konkursów. Można też zaryzykować twierdzenie, że koronawirus nie wpłynął na zawody aż tak mocno, jak się tego obawiano przed sezonem. Mimo to było kilka zgrzytów, które pozostawiły nas z niesmakiem.
Zaczęło się tak na dobrą sprawę od Austriaków, którzy zaraz na początku sezonu zarazili się i pierwszy skład musiał odpuścić kilka konkursów. Nie była to pierwsza drużyna, w której ten problem się pojawił, ale z pewnością była to najmocniejsza ekipa, którą koronawirus wyeliminował z gry. Przy okazji poleciały głowy, bo okazało się, że zakażenia były efektem niedochowania zasad przez jednego z członków austriackiego teamu.
Później jednak okazało się, że procedury testowe nie działają do końca tak, jak powinny. Całe szczęście Polacy nie wypadli przez to z Turnieju Czterech Skoczni (choć było takie ryzyko). Już wtedy zaczęły się podnosić głosy, że system nie działa do końca jak należy. Mimo ostrzeżeń, w skokach kobiecych doszło później do małego skandalu, kiedy Marita Kramer przez niejednoznaczny wynik testu nie mogła walczyć w Rasnovie. W efekcie Austriaczka straciła punkty w Pucharze Świata, tracąc pozycję liderki w klasyfikacji.
Przez koronawirusa niższą rangę miał także turniej w Niżnym Tagile, gdzie wiele ekip wysłało zaplecze kadry w obawie przed zakażeniami i kwarantanną, która eliminowałaby z udziału w MŚ w lotach w Planicy. Sytuacja pandemiczna storpedowała też kilka konkursów. Odwołano zawody w Azji na Dalekim Wschodzie. Podobny los spotkał cykl Raw Air. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że FIS nie miał na tego rodzaju okoliczności żadnego planu awaryjnego. Choć więc część zawodów udało się przenieść (zyskało na tym np. Zakopane), to choćby przed niezwykle istotnym finałem w Planicy w marcu skoczkowie mieli półtoratygodniową, przymusową przerwę.
Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku sytuacja związana z koronawirusem uspokoi się, a nawet jeśli będzie on nadal stanowił zagrożenie, to że FIS wyciągnie wnioski z błędów i problemów w aktualnym sezonie.
Poziom kobiecych skoków
Kolejnym problemem okazały się kobiece skoki, a właściwie ich poziom. Żeby było jasne – to świetnie, że skoczkinie skaczą i to jak dyscyplina się rozwija powinno cieszyć każdego fana. Nie da się jednak nie zauważyć tego, jak duża jest dysproporcja między mężczyznami a kobietami, a także między najlepszymi skoczkiniami a tymi spoza czołówki.
Można usłyszeć głosy, by kobiety zaczęły skakać na większych obiektach. Niestety, przy obecnym poziomie części zawodniczek mogłoby to być niebezpieczne. Z pewnością w stawce są bowiem kobiety, które poradziłyby sobie na dużych obiektach. Można mieć jednak obawy, czy wszystkie są na to gotowe. Miejmy jednak nadzieję, że poziom sportowy zawodniczek będzie rósł z każdym kolejnym rokiem i w końcu FIS znajdzie odwagę i argumenty, aby dopuścić kobiety na większe skocznie, a rywalizacja będzie bardziej ekscytująca i bardziej wyrównana.
Osobna kwestia to skoki Polek. W ostatnim sezonie Anna Twardosz uzyskała 8 punktów indywidualnie w PŚ (44 miejsce), a Kinga Rajda i Kamila Karpiel zaledwie po 1 punkcie. Dodajmy co prawda, że koronawirus (pozytywny test jednej z Polek) uniemożliwił zawodniczkom wyjazd na ostatnie zawody. W czasie sezonu wyszły jednak pewne problemy, zarówno szkoleniowe, jak i organizacyjne, które wyeksponowały problemy kadry. Polskie skoczkinie na ten moment niestety odbiegają poziomem od najlepszych ekip. Trzeba jednak zauważyć, że progres jest, a zawodniczki są młode i mają talent. Oby tylko potwierdziły go wytrwałością i ciężką pracą, a miejmy nadzieję, że ich skoki i rezultaty będą nas cieszyć równie mocno co w przypadku kadry mężczyzn.
Przeliczniki wiatrowe
Choć nikt dziś właściwie nie neguje tego, iż przeliczniki wiatrowe są potrzebne i korzystnie wpłynęły na wyrównanie warunków rywalizacji, to jednocześnie ostatni weekend skoków (choć nie tylko on) dobitnie pokazał, że system jest ułomny i wymaga usprawnienia. Niektórzy wzywają co prawda do jego likwidacji, zapominając najprawdopodobniej, że nie został wprowadzony bez powodu. Większość nawołuje jednak do jego modyfikacji, bo gdy zbyt mocno kręci, a wiatr jest zmienny, wyniki czasem bywają wypaczone. Obecnie zdarza się na przykład, że skoczek dostaje ujemne punkty mimo wiatru wiejącego w plecy. Sezon olimpijski niekoniecznie jest dobrym momentem na zmiany, ale z pewnością warto się nad problemem pochylić. Podobnie zresztą jak nad ocenami sędziów za styl, bo tu też były pewne kontrowersje.
Decyzje jury
Kolejna paląca kwestia jest związana z tym, jak zachowuje się jury i szefostwo skoków. Wszyscy wiemy jak trudna sytuacja w skokach była w minionym sezonie. Organizacja imprez w cieniu koronawirusa z pewnością nie była prostym zadaniem. Trzeba docenić pracą włożoną w przeprowadzenie sezonu i poszczególnych zawodów. Jednocześnie nie można przymykać oko na niedociągnięcia. Ekipie zarządzającej skokami zwracano uwagę na pewne problemy, a także ostrzegano przed możliwością odwołania zawodów, a jednak – przynajmniej na zewnątrz tak to wyglądało – decydenci albo te kwestie ignorowali, albo zaklinali rzeczywistość. Jak inaczej ocenić słowa Sandro Pertile o szoku i niedowierzaniu w związku z odwołaniem marcowego Raw Air (ryzyko dostrzeżono już w połowie stycznia)? Jak podejść do kwestii ostrzeżeń o problemach z procedurą testowania zawodników na COVID-19? Jak potraktować ostatni konkurs drużynowy w Planicy, ciągnięty na siłę, mimo kiepskich warunków wietrznych (w obawie przed upadkiem z zawodów wycofali się Niemcy, a podobnie miały postąpić inne ekipy – dopiero wtedy podjęto decyzję o zakończeniu konkursu)?
Nieprzetestowany obiekt olimpijski
Ze względu na to, że odwołano zawody w Azji, skoczkowie nie mieli okazji sprawdzić się w warunkach zimowych na skoczni olimpijskiej. Nie mogli zapoznać się z obiektem w chińskim Zhangjiakou. Teoretycznie będzie na to szansa w czasie Letniego Grand Prix. Nie jest to jednak zapewne najbardziej komfortowa sytuacja dla skoczków. Przetestowanie skoczni byłoby z pewnością korzystne dla wszystkich zainteresowanych.